Czosnowskie Złote Pióro zdobyte…
10 kwietnia w Zespole Szkół Publicznych w Łomnej zorganizowano I Konkurs Ortograficzny skierowany do gimnazjalistów naszej gminy.
O Czosnowskie Złote Pióro walczyli uczniowie z czterech szkół: Cząstkowa Mazowieckiego, Sowiej Woli, Małocic i Łomnej.
Pierwsza konkurencja polegała na tym, by bezbłędnie napisać ze słuchu najeżony trudnościami ortograficznymi tekst. Następnie należało podać reguły ortograficzne, uzasadniające pisownię podanych wyrazów. Choć dyktando wydawało się trudne, gimnazjaliści z naszych szkół doskonale sobie z nim poradzili. Bezkonkurencyjny okazał się Filip Kobus ze Szkoły w Cząstkowie Mazowieckim, który w całym tekście popełnił tylko jeden błąd i tym samym zajął pierwsze miejsce.
Pozostali uczniowie również osiągnęli świetny wynik, udowadniając tym samym, że ortografia języka polskiego wcale nie jest taka trudna…
Podczas gdy komisja sprawdzała prace konkursowe, gimnazjaliści świetnie się bawili. Choć na początku podchodzili bardzo sceptycznie do zaproponowanej przez nas gry w kalambury, bardzo szybko przekonali się, że to wspaniała rozrywka.
Tegoroczne dyktando było pierwszym konkursem ortograficznym dla gimnazjalistów czosnowskich, organizowanym przez nasza szkołę. Mamy nadzieję, że na stałe wpisze się on w kalendarz imprez organizowanych w naszej gminie i spotka się z zainteresowaniem sąsiednich szkół również w następnym roku.
Wyniki konkursu są następujące:
I miejsce- Filip Kobus z Cząstkowa Mazowieckiego
II miejsce- Riain McGuire z Sowiej Woli
oraz
Katarzyna Górecka z Łomnej
III miejsce- Michał Domański z Cząstkowa Mazowieckiego
Bardzo dziękujemy Paniom : Dorocie Kucharskiej z Sowiej Woli, Magdzie Poziemskiej z Małocic oraz Ewelinie Merze z Cząstkowa Mazowieckiego za pomoc przy sprawdzaniu prac.
Oto tekst dyktanda, autorstwa Anny Ostrowskiej, Doroty Pawłowskiej i Sylwii Nowakowskiej, z którym musieli się zmierzyć nasi uczniowie:
Nieopodal Warszawy we wsi Łomna, w otulinie Kampinoskiego Parku Narodowego mieszkał nieokrzesany dwuipółtonowy chrząszcz, który marzył o tym, by zostać salonowym lwem. Żeby sprostać wymogom, zapisał się na kurs tańca towarzyskiego u znanego jurora Huberta Brzęczyszczykiewicza z Kazunia Polskiego. W długie jesienne wieczory, przy akompaniamencie harmonii i harfy wylewał hektolitry potu, by potem brylować na parkietach. Jakby tego było mało, zamówił u krawca dwa dwurzędowe smokingi, dwudzielną marynarkę, kruczoczarny frak, bladoróżową koszulę i biało- czarny krawat. Później zapisał się na lekcje savoir- vivre’u u francuskiego nauczyciela, mieszkającego w Sowiej Woli.
Nasz młokos stwierdził również, że bycie salonowym lwem wymaga niemałych poświęceń, więc zaczął studiować historię sztuki, antropologię kultury i arabistykę, by czarować damy i stanąć w szranki w Gminnym Turnieju Wsi, organizowanym przez Wójta Antoniego Kręźlewicza.
Niestety, gdzieś po dwóch miesiącach słuch o nim zaginął. Dochodziły wieści, że zaszył się w podwarszawskich Palmirach i wędruje w przebraniu, poznając tutejszą faunę i florę.
Latem plażował nad Wisłą, krył się w zaroślach i korzeniach namorzynowych w pobliskich bagnach, a nawet pomieszkiwał kątem w Kaliszkach.
Brak środków do wystawnego życia zmusił go do pozostania konikiem polnym, ale marzenia o życiu salonowca, rzucającego grzywą króla Kampinoskiego Parku Narodowego, naprawdę pozostały głęboko ukryte w jego sercu. Były to nie najbardziej wymyślne z jego marzeń, ale i tak okazały się mrzonkami nieopieżonego żółtodzioba.
Dziś na pewno jest emerytowanym konikiem, który dorósł do bycia dziadkiem! Niechętnie opowiada o swych młodzieńczych marzeniach, ale docenił wygody życia przy ciepłym kominie.